powołanieznaki wezwania10 najczęstszych pytań świadectwa rekolekcje


Nazywam się Faustyna, pochodzę z południowo - wschodniej Polski. Jak większość z nas zostałam ochrzczona w dzieciństwie i dlatego nie pamiętam tego włączenia do Kościoła. Za to bardzo dobrze pamiętam I komunię. Przygotowywała nas do niej siostra zakonna, która bardzo podkreślała, aby prezenty, które dostaniemy nie były najważniejsze, tylko Jezus. Pamiętam, że powtarzałam sobie, iż Jezus jest najważniejszy, Jezus, nie prezenty. I jak dziś pamiętam, że w tym miejscu, w którym powinien być Jezus, Ten, na którym się tak skupiałam, dla którego odsuwałam na bok otrzymane prezenty, aby nie przegapić Jego przyjścia była pustka.

Mimo chrześcijańskiej rodziny, w której nauczyłam się modlitwy, a ściślej, dokładnie formułek Ojcze nasz, czy Zdrowaś Mario, nie miałam żadnej relacji z Jezusem. Sakrament bierzmowania przyjęłam, bo cala klasa go przyjmowała. Była to zwykła rutyna. Wszyscy to robili wiec ja również. Aż w pewnym momencie doszłam do wniosku, że skoro w tym miejscu gdzie powinien być Jezus jest pustka, tam nikogo nie ma, czyli Jezusa-Boga nie ma. W takim razie jeżeli Boga nie ma, po co chodzić dalej, co niedzielę do kościoła, bo to było normalne, że cała moja rodzina uczestniczyła we Mszy św. niedzielnej. I od tamtego momentu przestałam chodzić do kościoła, tylko oczywiście tak, żeby rodzice się nie zorientowali i nie przyczepili do mnie. Jednak w czasie całego tego pór roku ja nie miałam pokoju, non stop było w mojej głowie pytanie, czy faktycznie tego Boga nie ma, a może Jezus jednak istnieje. Bardzo chciałam wiedzieć jak jest naprawdę. Wtedy jeden z kolegów powiedział mi, że można pojechać na takie rekolekcje gdzie można się przekonać na 100% czy Bóg jest czy Go nie ma. I pojechałam. Rekolekcje były zamknięte, milczało się cały tydzień, rozmowy były tylko raz dziennie, z osoba, wyznaczoną do pomocy w rekolekcjach. Pamiętam, że rekolekcjonista bardzo dużo mówił, jaki Bóg jest, jaki jest Jezus. A ja mówiłam do tej osoby, która mi pomagała, słuchaj, mnie nie interesuje, jaki jest Bóg, jaki jest Jezus, tylko: czy jest Bóg, czy jest Jezus, czy to prawda, że Bóg istnieje? Wtedy ona powiedziała, że nikt mi tego nie udowodni, że tę indywidualną więź z Jezusem mogę, nawiązać tylko sama. Oczywiście ciekawiło mnie jak to mogę zrobić? Powiedziała abym się modliła. A ja mówię: w tę pustkę, próżnię mam się modlić? Ona powiedziała, że tak. I modliłam się tak, jakiś czas. Przestałam kontaktować się z tą, osobą, która pomagała mi w rekolekcjach i modliłam się. W pewnym momencie odczułam takie pragnienie, taki głód Boga, że myślałam, że mi serce się rozerwie z tęsknoty za Nim. Zadzwoniłam do tej siostry, co pomagała mi w rekolekcjach i zapytałam, co mam robić dalej, bo już nie wytrzymam tak dłużej. Ona odpowiedziała abym modliła się dalej. I po pewnym czasie po prostu Jezus przyszedł. To miejsce, które od momentu I komunii św. było puste wypełniło się przekonaniem, wiarą. że On-Jezus istnieje. Po prostu Jezus pozwolił mi się poznać. Zajął swoje miejsce w moim sercu.

Ja dalej pytałam tej siostry. Słuchaj, co mam robić dalej? Jak dalej żyć z Jezusem? Ja nie umiem. Ona odpowiedziała - nie bój się, On Cię wszystkiego nauczy, tylko codziennie słuchaj Jego woli i przyjmuj codziennie Jego pomoc.
- No dobrze, ale jak to robić?
- Czytaj codziennie Pismo św. - padła odpowiedź. I jak najczęściej, nawet częściej niż raz w tygodniu w niedzielę, przyjmuj Go w Komunii św. - chodź na Mszę św. I faktycznie zaczęłam tak żyć. Codziennie czytałam Pismo św. i jak najczęściej przystępowałam do Komunii św. I zorientowałam się, że Jezus codziennie, dokładnie
mi mówi, co mam w życiu robić. Przez wydarzenia, przez sytuacje, przez ludzi, pokazuje mi jak mam dalej żyć, jakie decyzje życiowe podjąć.
Wtedy też zorientowałam się, ze studiowanie w Akademii Wychowania Fizycznego nie jest wolą Jezusa. Tam trzeba było zdawać egzaminy z pływania, z biegania, z gimnastyki, a ja za każdym razem nie mogłam, bo albo miałam jedna nogę w gipsie, albo drugą, albo jakieś rany na stopach. Zaczęłam, chyba pierwszy raz w życiu pytać Jezusa, co dalej mam robić? Poprosiłam Go, aby On dalej wskazał mi drogę, aby to On był Panem mojego życia. I to On powiedział mi abym zdała na inne studia, co zrobiłam i na nich egzaminy szły mi bez problemu, wszystkie zdawałam za pierwszym razem, wprost przeciwnie niż na AWF-ie, gdzie wiecznie miałam trudności z egzaminami.
Później dalej pytałam i pytam codziennie Jezusa, co dalej? To, że codziennie czytam Pismo Święto powoduje, że każdego dnia poznaję wolę Jezusa na dany dzień. Powoduje, że wypełniam Jego plany, że On decyduje o moim życiu, że On jest Panem mojego życia. Jego plany o własnych siłach nie mogłabym realizować. Dlatego On mi pomaga, ofiarując mi się codziennie w Eucharystii, gdzie Go mogę przyjąć i wzmocnić swoje siły. Zauważyłam np., że prace, których nie lubiłam, czy nie chciało mi się wykonywać, przez co myślałam, że się ich nigdy nie podejmę, wykonuję obecnie bez większych trudności. I tak mniej więcej jest ze wszystkim.
Mam ogromny pokój w sercu, nie boję się przyszłości, bo wiem, że codziennie mam słuchać Jezusa, mojego pana. Od Niego czerpać siły, a On nie pozwoli abym zmarnowała życie.
Panie Jezu, dziękuję Ci, że chciałeś zostać Panem mojego życia. Tobie, i tylko Tobie chwała i cześć na wieki.


 


powołanieznaki wezwania10 najczęstszych pytań rekolekcje


Dom Generalny: Mariówka 3, 26-400 PRZYSUCHA tel. (0 48) 675 17 28 sluzki@op.pl